„Jeśli o mnie chodzi, nachodzą mnie dość często myśli wskazujące, iż te wszystkie gorzkie rozczarowania, przeciwności i wstrząsy życiowe - wstrzymują mnie przed pełnią rozwoju; oczywiście wpływają również na moją artystyczną karierę.”
Vincent van Gogh |
Poniższa biografia w niewielkim tylko stopniu odzwierciedla bogactwo i złożoność badań życia i twórczości Vincenta Van Gogh’a. Celowo jednak jest to jedynie zarys najważniejszych wydarzeń w kronice życia autora „Portretu Doktora Gacheta”. W sekcji pod nazwą „Książki”, poświęconej szczególnie biografiom Van Gogh’a, można znaleźć najlepsze opracowania z tej dziedziny. Przede wszystkim polecam dzieło Jana Husklera Vincent and Theo Van Gogh: A Dual Biography: wielce pouczająca i świetna lektura.
Dla chronologicznego podsumowania życia Van Gogh’a, proszę zajrzeć do sekcji „Chronologia”.
Vincent van Gogh urodził się w Groot Zundert w Holandii w dniu 30 marca 1853. Narodziny Vincenta miały miejsce dokładnie co do dnia w pierwszą rocznicę urodzin jego brata, nieszczęśliwie poród był martwy. Starszemu bratu nadano imię Vincent, co według wielu spekulacji spowodowało u późniejszego malarza duże napięcia emocjonalne. Rzekomo mały Vincent czuł się obciążony swym pochodzeniem jako substytutem swego martwo narodzonego brata. Ta teoria pozostaje jednak nadal niewystarczająco dobrze udokumentowana i nie istnieją poważne dowody na jej potwierdzenie.
Van Gogh był synem Teodora Van Gogh’a (1822-1885), pastora Holenderskiego Kościoła Reformowanego i Kornelii Carbentus (1819-1907). Niestety, nie ma dosłownie żadnych informacji dotyczących pierwszych dziesięciu lat życia przyszłego artysty. Van Gogh uczęszczał do szkoły z internatem w Zevenbergen. Przez dwa następne lata, kontynuował naukę w Szkole Średniej Króla Willema II w Tilburgu. Vincent Van Gogh w wieku 15 lat zrezygnował z tej nauki. Było to w 1868 roku. Miał już do niej nigdy nie powrócić.
W 1969 roku Vincent van Gogh zatrudniony został w Firmie Gopil I Cie., zajmującej się handlem dziełami sztuki, z siedzibą w Hadze. Rodzina Van Gogh'a z dziada pradziada zajmowała się handlem dziełami sztuki. Wujowie- Kornel („Wuj Cor”) i Vincent („Wujek Cent), byli merchantami. Jego młodszy brat Theo, spędził swą młodość pracując jako handlarz dziełami sztuki, mając w rezultacie przemożny wpływ na późniejszą karierę Vincenta, jako artysty.
Młody Vincent odniósł spory sukces, jako sprzedawca dzieł sztuki pozostając w Gospil przez następne siedem lat. W 1873 roku został przeniesiony do Londynu do filii przedsiębiorstwa, gdzie szybko został oczarowany klimatem artystyczno- kulturalnym stolicy Anglii. W końcu sierpnia tegoż roku przeniósł się Vincent pod numer 87 na Hackford Road, gdzie stołował się u Urszuli Loyer i jej córki Eugenii. Twierdzi się, że Vincent owładnięty został romantycznym czarem Eugenii, jednakże wielu wcześniejszych biografów myli Eugenię z jej matką Urszulą. Dodając do tego przez dziesiątki lat trwające spory dotyczące imion w rodzinie Van Gogh’a, rozwikłanie tej zagadki sercowej młodego Vincenta zdawało się być do niedawna, trudnym do rozwikłania. Ostatnie dowody wskazują jednak niezbicie, iż Vincent w ogóle nie był zadurzony w Eugenii ale raczej w holenderce- Caroline Haanebeek.
Vincent van Gogh pozostał w Londynie przez następne dwa lata. W tym czasie zwiedził wiele galerii sztuk i muzeów. Został także wielkim admiratorem brytyjskich pisarzy, takich jak George Eliot i Chalres Dickens. Van Gogh był wielkim miłośnikiem brytyjskich rytowników, których dzieła ilustrowały takie magazyny jak np. "The Graphic”. Właśnie te ilustracje zainspirowały Vincenta i wpłynęły na jego życie, jako artysty.
Stosunki pomiędzy nim a Goupil stały się bardziej napięte w ciągu lat i w maju 1875 roku przyszły autor „Gwiaździstej Nocy” został przeniesiony do paryskiego oddziału Przedsiębiorstwa. Stało się jasne, że wraz z mijającymi latami Vincent nie był dłużej zainteresowany zajmowaniem się obrazami, które nie pokrywały się z jego artystycznymi upodobaniami. Młody Van Gogh opuścił Goupil w końcu marca 1876 roku i zdecydował się na powrót do Anglii, gdzie spędził następne dwa lata, pod wieloma względami wielce szczęśliwe i pełne sukcesów. Wynagrodziły one po części Vincentowi wcześniejsze niepowodzenia.
W kwietniu Vincent rozpoczął nauczanie w szkole wielebnego Williama P. Stokesa w Ramsgate. Był odpowiedzialny za 24 chłopców w wieku od 10 do 14 lat. Van Gogh w swych listach podkreślał, że bardzo lubi uczyć młodzież. Następnie Vincent kontynuował nauczanie w innej szkole dla chłopców. Ta z kolei prowadzona była przez wielebnego Slade’a Jonesa w Isleworth. W wolnych chwilach Vincent zwiedzał galerie sztuk i podziwiał wiele wspaniałych dzieł sztuki, które zapładniały artystę nowymi pomysłami. Uczyły go także, nieznanych mu dotychczas technik i warsztatu.. Poświęcił się również studiowaniu Biblii; spędzał wiele czasu na wielokrotnym czytaniu Ewangelii. Tamto lato 1876 roku było prawdziwym czasem przeobrażenia religijnego w życiu Vincenta Van Gogh’a. Chociaż wychowany w religijnej rodzinie, dopiero w tym właśnie czasie zaczął nasz bohater brać poważnie pod uwagę poświęcenie swego życia kościołowi.
Jako środek pomocny w transformacji od nauczyciela do duchownego Vincent poprosił, aby wielebny Jones powierzył mu więcej obowiązków specyficznie duchownych. Po otrzymaniu zgody młody kleryk rozpoczął wygłaszanie mów na spotkaniach modlitewnych w probostwie Turnham Green. Te rozmowy służyły, jako środek przygotowujący Vincenta do zajęcia ściśle pasterskiego, do którego on sam skrupulatnie przygotowywał się od swego pierwszego niedzielnego kazania. Chociaż młody Van Gogh był entuzjastycznie nastawiony do swej przyszłości jako pastora, jednak jego kazania były pozbawione pasji życia, tej iskry bożej tak potrzebnej, aby zawładnąć sercami i duszami wiernych. Podobnie jak ojciec, Vincent był wielce pobożny i ortodoksyjny w modlitwie ale jednocześnie pozbawiony porywającego, pełnego emocji i żaru- daru przemawiania.
Nie zniechęcony Van Gogh wybrał pozostanie w Holandii, po zakończonej wizycie u swej rodziny podczas Świąt Bożego Narodzenia. Po krótkim okresie pracy w księgarni w Dordrechcie w 1877 roku, Vincent wyjechał do Amsterdamu w dniu 9 maja tegoż roku, aby przygotować się do egzaminów wstępnych na uniwersytet. Miał tam studiować teologię. Vincent pobierał lekcje greki, łaciny i matematyki ale jego brak biegłości w tych dziedzinach ostatecznie skłonił go do porzucenia studiów, po piętnastu miesiącach. Vincent określił ten okres, jako „najgorszy w mym życiu”. W listopadzie nie udało się przyszłemu autorowi „Portretu Listonosza Roulina" dostać do szkoły misyjnej w Laeke, po trzymiesięcznym okresie próbnym. Nie zrażony tą porażką w końcu sfinalizował swą umowę z Kościołem, rozpoczynając próbny okres modlitw w jednym z najbardziej niegościnnych i ogarniętych biedą regionów Europy, górniczym regionie Borinage.
W styczniu 1879 roku Vincent rozpoczął swe obowiązki kaznodziejskie wobec górników w osiedlu górniczym w Warmes. Vincent czuł silną emocjonalną więź z górnikami. Współczuł im w ich niedoli, widząc w jak strasznych warunkach przyszło im żyć i pracować. Czynił wszystko co było w jego mocy, aby podnieść ich na duchu swymi kazaniami. Niestety jego altruistyczne skłonności osiągnęły niebezpiecznie fanatyczne rozmiary, kiedy Vincent zaczął rozdawać większość swego pożywienia i ubrań biednym, oddanym jego pieczy. Pomimo godnych pochwały intencji kierujących młodym kandydatem na urząd pastora, władze kościelne wyraziły mocne niezadowolenie a wręcz niechęć, do tego jawnego ascetyzmu Van Gogh’a. Vincent został zwolniony ze swego stanowiska w lipcu. Odmawiając opuszczenia górniczego regionu Van Gogh przeniósł się do sąsiedniej wioski Cuesmes, wiodąc żywot w poniżającej nędzy. Przez następne lata Vincent walczył o związanie końca z końcem, chociaż nie zdolny do pomocy wieśniakom, jako oficjalny kapłan wybrał jednak pozostanie członkiem ich wspólnoty. Pewnego dnia Vincent poczuł chęć odwiedzenia Julesa Bretona francuskiego malarza, którego ogromnie podziwiał. Jedynie z dziesięcioma frankami w kieszeni przeszedł piechotą 70 kilometrów do Courrieres we Francji, aby zobaczyć Bretona. Jednak po dotarciu na miejsce Vincent był zbyt nieśmiały, aby zapukać. Powrócił do Cuesmes, był całkowicie zniechęcony.
Właśnie wtedy Vincent zaczął rysować górnicze rodziny, kreśląc kronikę ich życia, dając świadectwo ich trudowi i upokorzeniom. To w czasie tych trudnych ale jakże ważnych lat Vincent wybrał swą ostateczną drogę życia, drogę artysty.
Poczatkujacy artysta
Jesienią 1880 roku, po ponad rocznym pobycie w biednym Borinage, Vincent wyjechał do Brukseli, aby zacząć studia artystyczne. Vincent został zmotywowany do studiów przez finansową pomoc swego ukochanego brata Theo. Vincent i Theo byli zawsze sobie bardzo bliscy. W dzieciństwie, w okresie młodzieńczym i przez całe ich dorosłe życie pozostali stale emocjonalnie głęboko ze sobą związani, co dobitnie ujawnia korespondencja pomiędzy nimi. Te listy, w sumie ponad 700, dają fascynujące świadectwo ich niezwykłego życia i związku emocjonalnego, twórczości artystycznej Vincenta, poświęcenia i wiary w starszego brata- wyrażanych przez Theo i jego żonę.
Rok 1881 okazał się być pełnym trudnych wydarzeń dla Vincenta. Van Gogh zapisał się na studia do Ecole des Beaux-Art. w Brukseli. Biografowie Hulsker i Traubalt spierali się co do szczegółów w tym względzie. Traubalet sugerował krótki i niewiele znaczący okres pobytu w szkole, podczas gdy Hulsker utrzymuje, że podanie Vincenta nie zostało nigdy przyjęte. Jakkolwiek sprawa się miała Vincent kontynuował lekcje rysunku na własna rękę, biorąc przykład z takich książek, jak „Travaux des Champs” Jean-Francois-Milleta i „Cours dedessin” Charlesa Bargue’a. W lecie Vincent znowu zamieszkał ze swymi rodzicami, teraz osiadłymi w Etten. W tymże czasie spotkał się ze swą kuzynką Cornelią Adrianą Vos-Stricker (Kee). Kee (1846-1918) właśnie została wdową wychowującą samotnie małego synka. Vincent zakochał się w Kee i był zdruzgotany, kiedy ta odrzuciła jego awanse. Nieszczęśliwy romans zakończył się jednym z najbardziej pamiętnych epizodów w życiu Van Gogh’a. Po otrzymaniu zdecydowanego „kosza”, Vincent zdecydował się na rozpaczliwy krok. Postanowił osobiście skonfrontować się ze swą oblubienicą w domu jej rodziców. Kiedy ojciec Kee odmówił Vincentowi widzenia się z córką, ten zdeterminowany położył rękę na wylocie lampy naftowej, celowo usiłując się poparzyć. Zamiarem Vincenta było tak długo trzymać rękę nad płomieniem, aż zostanie dopuszczony do ukochanej. Ojciec Kee błyskawicznie rozładował kłopotliwą sytuację zdmuchując płomień w lampie. Młody Vincent opuścił dom rodziców Kee- upokorzony.
Pomimo „sercowych” kłopotów targających Vincentem i osobistych napięć pomiędzy nim a ojcem, potępiającym wybór syna porzucenia stanu duchownego i zostania artystą, Vincent- niedoszły pastor- spotkał się z pewnego rodzaju zachętą ze strony Antona Manve’a (1838-88), swego szwagra. Mauve ugruntowany i ceniony artysta ze swego domu w Hadze, wsparł Vincenta kolekcją akwarel- w ten sposób dając początkującemu artyście cenny materiał badawczy do pracy z kolorem.
Vincent poznał Clasinę Marię Hornik (1850-1904) w końcu lutego 1882 roku w Hadze. Ta kobieta zwana „Sien”, będąca w ciąży ze swym drugim dzieckiem, zamieszkała wkrótce z Vincentem. Mieszkali razem przez następne półtora roku. Związek tych dwojga był bardzo burzliwy, częściowo z powodu ich zmiennych, wrażliwych osobowości a częściowo z powodu życia w skrajnej nędzy. Listy Vincenta do Theo ukazują artystę, oddanego Sien i jej dzieciom, choć sztuka zawsze pozostawała jego największą pasją. Nawet zaspokajanie elementarnych potrzeb żywieniowych pozostawało zawsze na dalszym planie. Sien i jej dzieci pozowały do dziesiątków rysunków Vincenta a jego talent zaczynał błyszczeć pełnym blaskiem, właśnie w tym czasie. Wcześniejsze dużo prostsze rysunki górników i ich rodzin w Borinage utorowały Vincentowi drogę do bardziej wyrafinowanych i emanujących emocjami prac. Weźmy na przykład rysunek: „Sien Siedząca z Dziewczynką na Koszu”. Artysta po mistrzowsku szkicuje szczęśliwe zacisze domowe, jak również leżącą u podstawy tegoż życia- rozpacz, przeciwstawne uczucia dobrze definiujące dziewiętnastomiesięczne pożycie Vincenta i Sien.
Rok 1883 był jeszcze jednym szczególnym rokiem w życiu Vincenta, zarówno jako człowieka, jak i człowieka- twórcy, artysty. Van Gogh rozpoczął eksperymentowanie z malarstwem olejnym ale dopiero w późniejszych latach malarz miał się zajmować tym medium coraz częściej. Wraz z postępem Vincenta jako rysownika i malarza postępowała degradacja związku uczuciowego artysty z Sien. Ostatecznie rozpad związku stał się faktem we wrześniu 1883 roku. Porażka w Borinage i rozstanie z Sien zastały Vincenta dochodzącego do równowagi psychicznej- w samotności. Z wielkim żalem, szczególnie z powodu swych uczuć do dzieci Sien, Vincent opuścił Hagę w połowie września. Pojechał do Drente, w dużym stopniu opustoszałego regionu w Holandii. Przez następne sześć tygodni wiódł Vincent życie nomada, poruszając się wzdłuż i wszerz całego regionu rysując i malując odległe krajobrazy i okolicznych mieszkańców.
Jeszcze raz powrócił Vincent do swego domu rodzinnego w Nuenen pod koniec 1883 roku. Artysta ciągle doskonalił swe rzemiosło. Miejscowi wieśniacy okazali się być jego ulubionym tematem prac, częściowo z powodu głębokiego współczucia dla ich losu a częściowo z powodu dramatycznego zwrotu w życiu malarza, jaki miał miejsce tego lata. Margot Bergeman (1841-1907), której rodzina mieszkała w sąsiedztwie rodziców Vincenta, zakochała się w artyście. Nieodwzajemnione uczucie pchnęło Margot do próby samobójczej. Margot ostatecznie wyzdrowiała ale ten incydent bardzo załamał artystę. Wielokrotnie w swej późniejszej korespondencji Vincent odnosił się do tej tragicznej historii.
Punkt zwrotny- 1885; Pierwsze Wielkie Dzieła
We wczesnych miesiącach 1885 roku Vincent van Gogh kontynuował tworzenie portretów chłopów, które traktował jako prace mające na celu doskonalenie jego artystycznego warsztatu. Vincent pracował przez cały marzec i kwiecień nad tymi studyjnymi obrazami, krótko oderwany od swych zajęć przez śmierć swego ojca.- 26 marca. Stosunki Vincenta z ojcem były bardzo napięte od kilku lat, odkąd malarz zdecydował się porzucić zajęcie duchownego i zainteresował się na dobre twórczością. Jakkolwiek zasmucony śmiercią ojca, powrócił jednak szybko do swej pracy.
Wszystkie następne lata wytężonej pracy doskonalącej technikę i wyostrzającej zmysł postrzegania i interpretacji gry świateł, kolorów i perspektywy, posłużyły Vincentowi do osiągnięcia pierwszego wielkiego dzieła: obrazu- „Jedzący Kartofle”.
Vincent pracował nad tym płótnem przez cały kwiecień 1885. Uprzednio powstało mnóstwo szkiców. Całe przygotowania do właściwej pracy nad dziełem trwały dość długo. Obraz ten, olej na płótnie, uznawany jest zgodnie za pierwsze wielkie dzieło Vincenta van Gogh’a. Autor obrazu był wielce kontent ze swej pracy. Chociaż rozzłoszczony i zasmucony krytyką dzieła, dokonanej przez przyjaciela i kolegę artysty Anthona van Rapparda (1858-1892), któremu nie podobał się obraz, co zresztą ułatwiło obu zakończenie przyjaźni. Tym niemniej Vincent na tyle był zadowolony z rezultatu swej pracy, że zdecydował się w ten sposób na nowy, stojący na wyższym poziomie kunsztu technicznego, rozdział swej kariery.
Van Gogh pracował ciągle przez 1885 rok ale stał się niespokojny potrzebując nowych podniet, nowej motywacji. W początkach 1886 roku zapisał się Vincent na krótko na Akademię do Antwerpii. Jednak opuścił ją cztery tygodnie później czując się spętany wąskimi horyzontami myślowymi i rygorystycznym podejściem do sztuki, swych nauczycieli. Vincent czuł, że formalne studia są marnym substytutem prawdziwej pracy. Vincent van Gogh pracował ciężko przez pięć lat, aby jego sprawność jako malarza dorównała jego talentowi, jako artysty. Wraz ze stworzeniem „Jedzących Kartofle” dowiódł, iż jest artystą wielkiego formatu. Ale malarz ciągle dążył do poprawienia swego warsztatu, stosując nowe pomysły i techniki, jako środki do stania się artystą tak wielkim, jak jego osobiste aspiracje. W Holandii osiągnął tak wiele, ile tylko był w stanie. Teraz nadszedł czas, aby odkryć nowe horyzonty, podjąć nowe wyzwania i zacząć podróż, która mogła dalej udoskonalić jego kunszt. Vincent opuścił Holandię w celu znalezienia nowych tematów do pracy i dla rozpoczęcia nowego etapu życia- w Paryżu, pośród Impresjonistów.
Nowy początek- Paryż
Vincent van Gogh pisał do brata Theo przez cały początek 1886 roku usiłując przekonać go, iż Paryż właśnie jest tym miejscem stworzonym dla niego, jako artysty. Theo był niechętny tym pomysłom, jako że znał dobrze wybuchowy i zmienny charakter swego brata. Vincent w końcu, bynajmniej nie zniechęcony, pojawił się niezapowiedziany w Paryżu, w mieszkaniu Theo. Było to na początku marca. Theo nie miał innego wyjścia, jak tylko przyjąć Vincenta.
Paryski okres życia Vincenta jest fascynujący jeśli chodzi o rolę, jaką odegrał w przeobrażeniu artysty. Niestety, te dwa lata są najsłabiej udokumentowanymi w całym życiorysie malarza. A to głównie z tego powodu, iż biografia Van Gogh’a jest w dużym stopniu oparta na korespondencji pomiędzy Vincentem i Theo, a ta ustała po przeprowadzce Vincenta do brata na ulicę Lepic pod numer 54 na paryskim Montmartrze.
Ważkość czasu spędzonego w Paryżu przez artystę jest nie do przecenienia. Theo, jako handlarz dziełami sztuki, miał mnóstwo kontaktów z malarzami, co zaowocowało zaznajomieniem się Vincenta z wytyczającymi nowe trendy w sztuce, artystami ówczesnego Paryża. Dwa lata spędzone w Paryżu były okresem, gdy zwiedzał ówczesne wystawy impresjonistów, zapełnione dziełami takich malarzy jak Degas, Monet, Renoir, Pissarro, Seurat czy Sisley. Nie ma wątpliwości, iż Van Gogh znajdował się pod wpływem impresjonistów ale pozostał zawsze wierny swemu własnemu oryginalnemu stylowi. Przez dwa lata Vincent przyswajał techniki impresjonizmu ale nigdy nie pozwolił, aby ich siła oddziaływania zawładnęła nim całkowicie.
Artysta cieszył się malowaniem okolic Paryża przez cały 1886 rok. Paleta Vincenta zaczęła zmieniać się wyraźnie. Zanikły tradycyjne holenderskie ciemne kolory na korzyść żywszych pastelowych barw impresjonistów. Głównie była to żółć, ulubiony kolor artysty i barwy pokrewne. Aby dodać coś więcej do bogactwa artystycznego Van Gogh’a, to właśnie w tym momencie w Paryżu Vincent zaczął interesować się japońską sztuką. Japonia w tym czasie dopiero co otwarła swe porty dla gości spoza wysp. Po setkach lat blokady i długotrwałego izolacjonizmu w polityce i nie tylko, Kraj Kwitnącej Wiśni zaczynał otwierać się na świat. Zachód zafascynowany był wszystkim, co związane było z Japonią. Van Gogh zebrał znaczącą kolekcję japońskich drewnianych czcionek drukarskich, obecnie znajdującą się w zbiorach Muzeum Van Gogh’a w Amsterdamie. Obrazy artysty odzwierciedlają w tym czasie (na przykład („Portret Pere Tanguy”) zarówno wibrujące użycie koloru tak lubiane przez impresjonistów, jak i różnorodność japońskich odcieni. Chociaż Van Gogh namalował tylko trzy obrazy inspirowane dziełami dalekiego wschodu, japoński wpływ na jego sztukę był oczywisty, przez całą resztę jego życia.
Rok 1887 w Paryżu oznaczał jeszcze jeden, w którym Vincent rozwijał się jako artysta; ale był również tym, który wiele kosztował malarza zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zmienna, delikatna osobowość Vincenta położyła się cieniem na kontaktach artysty z bratem. Kiedy Theo nalegał na zamieszkanie z Vincentem, miał nadzieję na to, że razem będą w stanie lepiej podołać wspólnym wydatkom a Vincent będzie mógł lepiej poświęcić się swej sztuce. Niestety mieszkanie z Theo okazało się być przeżyciem pełnym napięć i kłótni. W dodatku Paryż sam w sobie, także nie był pozbawiony podniet i duża część życia artysty przebiegła w niezdrowych warunkach: marne wyżywienie, ostro zakrapiane alkoholem w kłębach tytoniowego dymu.
Jak to często w ciągu jego życia bywało, słaba pogoda podczas zimowych miesięcy spowodowała u malarza irytację i depresję. Nigdy Vincent nie był bardziej szczęśliwy, kiedy pracował w plenerze w kontakcie a naturą., kiedy przyroda była w pełni swego rozkwitu. Malowanie pogody oraz długie spacery wywierały korzystny wpływ na Vincenta. Artysta odżywał w słońcu. Podczas długich paryskich zimowych miesięcy, ciemnych i ponurych na przełomie lat 1887 i 1888 Van Gogh stał się niespokojny. Ponownie zadziałał ten sam syndrom artysty nadwrażliwego na zmiany pogody. Dwa lata spędzone w Paryżu, wywarły wielki wpływ na artystyczną ewolucje malarza. Ale przecież osiągnął to co zamierzał. Teraz mógł iść dalej. Nigdy nie będąc prawdziwie szczęśliwym w wielkich miastach Vincent zdecydował się opuścić Paryż, aby iść za słońcem dalej- ku swemu przeznaczeniu- na południe.
Pracownia na południu
Vincent van Gogh przeprowadził się do Arles z początkiem 1888 roku powodowany wieloma powodami. Pełen obaw i nieufności wobec rozmachu i ogromnej energii Paryża oraz jego długich zimnych miesięcy Van Gogh poszukiwał ciepłego słońca Prowansji. Inną motywacją była chęć założenia czegoś w rodzaju artystycznej komuny, wspólnoty na południu Francji, w Arles. Tam jego towarzysze ze stolicy Francji mogli znaleźć schronienie. Tam właśnie wszyscy mogli pracować, wspierając się nawzajem dla osiągnięcia wspólnego celu. Van Gogh wsiadł do pociągu z Paryża do Arles 20 lutego 1888 roku, podniesiony na duchu przez swe marzenia o kwitnącej przyszłości, rozweselony migającym krajobrazem, który jak to sam odczuwał był coraz bardziej podobny do japońskiego. Tak mu się wydawało, im dłużej pociąg jechał na południe.
Nie ma wątpliwości, że Vincent był rozczarowany Arles podczas pierwszych kilku tygodni pobytu. Paradoksalnie, w poszukiwaniu słońca malarz zastał Arles niezwykle zimne i pokryte śniegiem. Musiało być to bardzo zniechęcające dla artysty, który zostawił wszystkich- których znał i cenił- za sobą, w nadziei znalezienia spokoju i ciepła na południu. Jednakże kiepska pogoda trwała krótko i Vincent mógł rozpocząć malowanie kilku ze swych później najbardziej podziwianych dzieł.
Kiedy temperatura wzrosła, malarz nie tracił czasu na rozpoczynanie pracy w plenerze. Warto zwrócić uwagę na dwie prace z tego okresu wzajemnie uzupełniające się, rysunek: „Pejzaż ze Ścieżką i Drzewami z Przyciętymi Gałęziami” oraz obraz: „Ścieżka przez Pole z Wierzbami”. Rysunek został wykonany w marcu, kiedy drzewa i krajobraz wydawały się do pewnego stopnia jakieś wyblakłe i szare po zimie. Natomiast obraz namalowany miesiąc później ukazał pierwsze wiosenne pąki na drzewach. W tym czasie Vincent namalował serie kwitnących gajów. Artysta był zadowolony ze swej produktywności i- tak jak sady- poczuł się odnowiony.
Nadchodzące miesiące miały okazać się pomyślne. Malarz wynajął pokój w Cafe de la Gare przy Placu Lamartine pod numerem 10. Na początku maja wynajął swój słynny Żółty Dom przy Placu Lamartine 2, na swą pracownię i miejsce składu swych prac. Vincent nie chciał wprowadzać się do Żółtego Domu aż do września, przygotowując się do ustanowienia go swą bazą. Miała to być „Pracownia Południa”.
Vincent pracował pilnie przez całą wiosnę i lato, zaczynając wysyłać jednocześnie do Theo pierwsze dostawy swych prac. Van Gogh jest często postrzegany obecnie, jako irytujący odludek. W istocie Vincent naprawdę lubił towarzystwo ludzi i robił wszystko co tylko możliwe, aby zjednać sobie przyjaciół- zarówno dla towarzystwa, jak i dla tak potrzebnej mu, jako malarzowi obfitości modeli. Chociaż czasem samotny, artysta zaprzyjaźnił się Paulem Eugenem Milletem i jeszcze jednym żołnierzem Zouevów, malując ich portrety. Vincent nigdy nie stracił nadziei założenia wspólnoty artystycznej. W tym celu rozpoczął kampanię, aby zachęcić Paula Gauguina do przyłączenia się do niego na południu. Perspektywa taka wydawała się jednak mało prawdopodobna, ponieważ przeprowadzka Gauguina wymagałaby większej pomocy materialnej ze strony brata Theo, którego możliwości w tym względzie już się wyczerpały. W końcu lipca imiennik malarza wujek Vincent Van Gogh zmarł przeznaczając spadek dla Theo. Ten finansowy zastrzyk mógł pomóc Theo w pokryciu wydatków związanych z przeniesieniem się Gauguina do Arles. Theo był zdeterminowany, zarówno jako troskliwy brat jak i człowiek interesu, aby osiągnąć ten cel. Theo czuł, że Vincent jest szczęśliwy i pewniejszy siebie, w obecności Gauguina. Theo miał także nadzieje, że obrazy otrzymane od Gauguina za swą pomoc, z czasem zaczną przynosić zyski.
Pomimo polepszenia się stanu finansów Theo, Vincent jednak dalej pozostał wierny wydawaniu nieproporcjonalnie wielkich kwot pieniędzy na materiały potrzebne mu do pracy malarskiej, kosztem wydatków na podstawowe potrzeby życiowe. Z powodu niedożywienia i przepracowania zdrowie Van Gogh’a załamało się w październiku. Był jednak ciągle w świetnym nastroju, żyjąc nadzieją na rychłe otrzymanie potwierdzenia od Gauguina przyłączenia się do Vincenta w Arles. Artysta pracował ciężko, aby przygotować Żółty Dom na przywitanie Gauguina z całym dobrodziejstwem inwentarza. Gauguin przybył do Arles wcześnie rano 23 października.
Następne dwa miesiące były przełomowe i dramatyczne zarazem dla obu malarzy. Początkowo zarówno Vincent, jak i Gauguin świetnie się rozumieli, malując na przedmieściach Arles i rozmawiając o sztuce i różnicach w swych technikach malarskich. Niestety po kilku tygodniach pogoda pogorszyła się na tyle, że większość czasu musieli spędzać wśród czterech ścian. Jak zawsze nastrój Vincenta a prawdopodobnie i Gauguina dostosowywały się do zmiennej pogody. Będąc zmuszonym do pracy pod dachem depresja Vincenta była częściowo uśmierzana przez ciągłe malowanie. Ciągle był stymulowany i zachęcany do działania przez tworzenie serii portretów. „Wykonałem serię portretów całej rodziny ...”- pisał do Theo (list 560). Te właśnie obrazy Rodziny Roulin, pozostają wśród najbardziej podziwianych dzieł artysty.
Stosunki pomiędzy Van Goghiem a Gauguinem bardzo się pogorszyły w grudniu. Ich rozpalone artystycznymi problemami głowy bezustannie toczyły spory, polemiki i kłótnie. Ich wzajemne stosunki były „energetyzujące"- jak je sam Vincent określał. Relacje pomiędzy oboma artystami pogarszały się wraz z pogodą. 23 grudnia 1889 roku Vincent van Gogh w irracjonalnym przypływie szaleństwa okaleczył swe ucho. Odciął brzytwą dolną cześć lewej małżowiny usznej, zapakował ją w kawałek materiału, zabrał z sobą do domu publicznego, aby okazać zawartość swego zawiniątka jednej z tamtejszych kobiet. Malarz dowlókł się jakoś z powrotem do swego Żółtego Domu, gdzie kompletnie wykończony upadł bez świadomości. Został tam odnaleziony przez policję i odwieziony do szpitala w Arles. Po wysłaniu telegramu do Theo, Gauguin natychmiast wyjechał do Paryża, decydując się nie odwiedzać Van Gogh’a w szpitalu. Obaj artyści mieli jeszcze później kilkakrotnie korespondować, jednak nigdy więcej nie spotkali się.
W szpitalu Vincent przebywał pod opieką dr. Felixa Reya (1867-1932). Tydzień po samo okaleczeniu, był szczególnie ciężki dla Vincenta, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Malarz cierpiał z powodu dużej utraty krwi i nawracających ataków, w czasie których był całkowicie rozbity, niezdolny do robienia czegokolwiek. Theo, który w pośpiechu wyruszył z Paryża był przekonany, że brat umiera. Ale na przełomie grudnia i stycznia Vincent niemal całkowicie wyzdrowiał.
Pierwsze tygodnie 1889 roku były szczególnie trudne dla artysty. Malarz powrócił do Żółtego Domu wyleczony ale kontynuował wizyty u dra Reya dla przeprowadzenia badań lekarskich i dla zmiany opatrunków głowy. Artysta był zachwycony postępami w zdrowieniu po wypadku, jednakże ciągle trapiły go problemy ekonomiczne. Czuł się szczególnie załamany, kiedy jego bliski przyjaciel Józef Roulin (1848-1903), zdecydował się przyjąć lepiej płatną posadę, wyprowadzając się do Marsylii. Roulin był drogim sercu i wiernym przyjacielem Vincenta przez większość pobytu malarza w Arles.
Vincent van Gogh wiele malował przez cały styczeń i początek lutego 1889 roku, tworząc kilka ze swych najbardziej znanych dzieł, jak na przykład La Berceuse czy Słoneczniki. 7 lutego Vincent przeszedł jednak kolejny atak, podczas którego wyobrażał sobie, iż został otruty. Ponownie malarz został zabrany do szpitala Hotel-Dieu, na obserwację. Po dziesięciodniowej hospitalizacji Vincent powrócił do Arles, do swego Żółtego Domu. „Mam nadzieję, że na dobre..”- pisał w swym liście. (list 577)
W tym czasie mieszkańcy Arles byli na tyle zaniepokojeni zachowaniem Vincenta, że zdecydowali się napisać i przedłożyć petycję na ręce mera Arles. Petycja trafiła w końcu na biurko nadinspektora policji, który zadecydował o powtórnym umieszczeniu kłopotliwego artysty w Szpitalu Hotel Dieu. Malarz pozostał tam sześć tygodni, choć pozwalano mu na wycieczki pod specjalną kuratelą i na malowanie. Zezwolono Vincentowi dostarczać swe prace do swego Żółtego Domu, który służył w tym czasie za magazyn dzieł gotowych artysty. To był obfitujący w wiele pamiętnych i wzruszających płócien okres. Jednak równocześnie był to czas bardzo obciążający emocjonalnie i psychicznie. Tak, jak to miało miejsce rok wcześniej Vincent powrócił do malowania kwitnących sadów wokół Arles. Ale nawet wtedy, gdy autor „Słoneczników" i „Listonosza Roulina” tworzył swe największe dzieła, zdawał sobie dobrze sprawę ze swego potencjalnie niebezpiecznego stanu zdrowia. Po rozmowach z Theo zgodził się na dobrowolne umieszczenie w zakładzie zamkniętym. W Saint-Paul-de-Mausole w Saint-Remy-de-Provence. Van Gogh opuścił Arles 8 maja.
Życie w izolacji
Po przybyciu do zakładu, Van Gogh został powierzony pieczy dra Teofila Zachariasza Augusta Peyrona (1827-95). Po zbadaniu pacjenta i przeprowadzeniu wywiadu dr Peyron był przekonany, iż Vincent cierpi na pewną odmianę epilepsji. Została postawiona diagnoza, która znajduje się pośród najbardziej prawdopodobnych nawet teraz, jakkolwiek wielkie postępy medycyna poczyniła od tamtego czasu. Zakład w Saint-Remy nie był bynajmniej szpitalem dla obłąkanych w powszechnym tego słowa rozumieniu ale malarz wpędzany był bezustannie w depresję spowodowaną wybuchami płaczu i krzykami podopiecznych zakładu. Swoją rolę odegrało również słabe wyżywienie, nawet dla takiego ascety, jakim był Vincent. Rujnującym psychicznie była dla artysty również świadomość, że pacjenci ośrodka- brutalnie zwanego azylem, czy przytułkiem- przez cały dzień nie mieli nic do roboty. Byli pozbawieni jakichkolwiek pozytywnych motywacji do działania czy myślenia. Częścią kuracji Vincenta była hydroterapia- częste zanurzanie ciała w wielkich kadziach czy wannach wypełnionych wodą.. Wprawdzie tego typu terapia w żadnym razie nie była szkodliwa, czy bolesna- jednak nie odnosiła, łagodnie rzecz ujmując, korzyści dla poprawienia tężyzny psychofizycznej artysty.
Tygodnie mijały a ponieważ Vincenta stosunkowo dobry stan psychiczny pozostawał stabilny, pozwolono mu wznowić malowanie. Personel był zbudowany postępami podopiecznego, bądź przynajmniej zadowolony z braku kolejnych ataków. W tym stanie rzeczy w połowie czerwca 1889 Van Gogh tworzy swe najbardziej znane dzieło- „Gwiaździstą Noc”.
Niestety względnie dobry stan zdrowia Vincenta trwał krótko. Artysta został powalony kolejnym atakiem w środku lipca. Tym razem napadowi nerwowemu malarza towarzyszyła chęć skonsumowania swych farb. Było to powodem kolejnego umieszczenia Vincenta w odosobnieniu i zabraniu mu jego materiałów malarskich. Malarz wrócił do niestabilnej równowagi zdrowotnej dość szybko ale był bardzo sfrustrowany z powodu odsunięcia go od jego warsztatu pracy. Warsztatu, który przynosił radość i odmianę: to było najważniejsze co miał- swą sztukę. Ponowny powrót artysty do pracy twórczej szedł w parze z kolejną poprawą stanu zdrowia psychicznego. Vincent słał do brata Theo listy opisujące fatalny stan swego zdrowia, gdy tymczasem Theo musiał zmagać się z podobnymi problemami. Tężyzna fizyczna Theo była zawsze bardzo słaba. W początkach 1889 roku większość czasu Theo spędzał na walce z chorobą nerek.
Przez dwa miesiące autor „Gwiaździstej Nocy” był niezdolny do opuszczenia pokoju. Pisał do siostry: „...Kiedy jestem na polach ogarnia mnie poczucie osamotnienia tak wielkie, że przeraża mnie samo wychodzenie na zewnątrz.” (list W14) W nadchodzących tygodniach Vincent miał znowu przezwyciężyć swe obawy i wznowić pracę. W tym też czasie artysta zaczął planować ostateczne opuszczenie zakładu Saint-Remy. Wyraził te myśli bratu, który zaczął dowiadywać się o dalsze możliwości medycznej opieki nad Vincentem- tym razem znacznie bliżej.
Fizyczna i psychiczna forma Vincenta pozostawały na stabilnym poziomie przez pozostałą część 1889 roku. Zdrowie Theo również poprawiło się na tyle, że w trakcie przygotowań swego domu wraz ze swą świeżo poślubioną ukochaną Jo, asystował Oktawiuszowi Mausowi, który organizował wystawę- „Les XX" w Brukseli. Sześć z obrazów Vincenta miało być na tam wystawionych. Vincent wydawał się być nastawiony entuzjastycznie do tego przedsięwzięcia, pracując bez wytchnienia przy tworzeniu nowych obrazów. Korespondencja braci z tego czasu ujawnia nasiloną wymianę zdań, dotyczących szczegółów planowanego pojawienia się Vincenta na wystawie.
23 grudnia 1889, rok co do dnia od incydentu z okaleczeniem ucha, Vincent doznał kolejnego ataku nerwowego. „Aberracja”, jak ją sam malarz określił w liśc (list 620). Napad nerwowy był poważny i trwał około tygodnia lecz Vincent wyzdrowiał stosunkowo szybko wznawiając malowanie- tym razem głównie kopii prac innych artystów. Fakt nie tworzenia swych autorskich dzieł w tym czasie można przypisać zarówno temu, że malarz pozostawał zamknięty w sobie, jak i z powodu słabego stan zdrowia i depresyjnej pogody, które również miały w tym swój udział. Kolejne ataki postępowały podczas lata 1890 roku. Napady nasilały się pozostawiając Vincenta coraz bardziej wyniszczonego. Paradoksalnie właśnie wtedy, gdy artysta osiągnął dno swej egzystencji, jego dzieła zaczęły zyskiwać wzrastające uznanie. Jednakże na wieść o zainteresowaniu jego pracami malarz wpadł w jeszcze większa depresję. Żywił w tym czasie nadzieję na opuszczenie zakładu i na wyjazd na północ.
Po zasiegnieciu informacji z kilku zródel Theo zrozumial, iz najlepszym wyjsciem z zaistnialej sytuacji, bylby dla brata powrót do Paryza, gdzie pozostawalby pod opieka doktora Paula Gacheta (1828-1909), homeopatycznego lekarza mieszkajacego w Auvers-sur-Oise, kolo Paryza. Vincent przystal na te plany, finalizujac swe sprawy w Saint-Remy. Po opuszczeniu zakladu 16 maja 1890 roku Vincent van Gogh wsiadl do nocnego pociagu do Paryza.
„Smutek będzie trwał wiecznie...”
Pobyt Vincenta w Paryżu nie obfitował w wydarzenia szczególnej wagi. Malarz pozostał z bratem Theo i jego żoną oraz ich nowonarodzonym synkiem Vincentem Willemem przez trzy następne bardzo przyjemne dni. Vincent Willem otrzymał imię po swym wujku- artyście. Nigdy nie będąc entuzjastą pełnego świateł i hałaśliwego życia wielkiego miasta, Vincent czuł wielkie psychiczne napięcie wracając do Paryża. Był skłonny opuścić miasto obierając sobie za cel pobytu bardziej spokojne miejsce- Auvers-sur-Oise.
Malarz poznał dra Gacheta krótko po przyjeździe do Auvers. Pozostając początkowo pod wrażeniem doktora, Vincent wyrażał później wątpliwości co do fachowości lekarza. Posuwał się przy tym dość daleko w krytyce kompetencji zawodowych Gacheta. Pisał, iż Doktor okazał się być „bardziej chory, niż ja sam albo przynajmniej tak bardzo, jak ja.” (list 648). Pomimo swych problemów Vincent jednak zdołał znaleźć pokój w małej gospodzie, której właścicielem był Artur Gustaw Ravoux. Natychmiast też przystąpił Vincent do malowania okolic Auvers-sur-Oise.
W ciągu następnych dwóch tygodni Van Gogh'a opinia o doktorze Gachecie złagodniała do pewnego stopnia a on sam zdawał się być coraz bardziej zaabsorbowany malowaniem. Vincentowi podobało się Auvers-sur-Oise. Miejscowość ta dała mu wolność, którą zabrano mu w Saint-Remy, obficie obdarzając artystę obiektami do malowania i rysowania. Pierwsze tygodnie pobytu w Auvers upłynęły bardzo przyjemnie, bez godnych zanotowania wydarzeń. 8 czerwca Theo Jo i ich maleństwo przyjechali do Auvers w odwiedziny do Vincenta i doktora Gacheta. Malarz spędził wielce udany i radosny dzień na łonie rodziny. Wszystko wskazywało na to, że Vincent powrócił do zdrowia, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Przez cały czerwiec Vincent pozostawał w świetnym humorze. Malował dużo, tworząc kilka ze swych najbardziej znanych wspaniałych płócien (na przykład: („Portret Doktora Gacheta” czy też „Kościół w Auvers”. Początkowy spokój pierwszych miesięcy w Auvers został jednak zakłócony, kiedy Vincent otrzymał wiadomość, że jego bratanek jest poważnie chory. Theo przechodził ciężkie chwile przez kilka poprzednich miesięcy; niepewność w sprawie jego własnej kariery i przyszłości, ciągłe kłopoty zdrowotne i w końcu chorobę synka. Vincent, po szczęśliwym wyzdrowieniu syna swego brata, zdecydował się na złożenie wizyty Theo i jego rodzinie. 6 czerwca 1890 roku malarz wsiadł do porannego pociągu. Niewiele jest wiadomo o wizycie artysty u brata, jednakże Joanna- pisząc wiele lat później- wskazywała na duszną i napiętą atmosferę tamtych dni, panującą pomiędzy braćmi. W końcu Vincent poczuł się przytłoczony całą nieznośną sytuacją, powracając szybko do przytulnego schronienia w Auvers.
Podczas następnych trzech tygodni Vincent wznowił malowanie. Jak wskazują jego listy, malarz zdawał się być zadowolony. Tak pisał do swej matki: „Czuje się teraz znacznie spokojniejszy niż w zeszłym roku i z pewnością niepokój w mojej głowie znacząco ucichł.” (list 650) Artysta był całkowicie pochłonięty malowaniem, przebywając na polach i równinach wokół Auviers. Wtedy właśnie w lipcu stworzył kilka wspaniałych pejzaży. Dla autora „Portretu dr. Gacheta” życie, choć może niezbyt szczęśliwe, nieco się ustabilizowało.
Chociaż szczegóły pochodzące z różnych kronikarskich źródeł są ze sobą sprzeczne, to jednak podstawowe fakty z dnia 27 lipca 1890 roku, pozostają bezsporne. W niedzielne popołudnie Van Gogh wyruszył ze swą sztalugą i przyborami do malowania w plener. Tam wyjął rewolwer i strzelił sobie w pierś. Vincentowi udało się dokuśtykać do gospody Ravoux’a, gdzie opadł bez sił na łóżko. Został tam później znaleziony przez Ravoux. Wezwany został miejscowy lekarz dr Mazery, a także dr Gachet. Zadecydowano, aby nie usuwać kuli z klatki piersiowej Vincenta. Gachet napisał pilny list do Theo. Niestety Gachet nie miał domowego adresu Theo. Musiał więc skierować list na ręce kogoś w galerii, w której pracował Theo. Ten fakt nie spowodował jednak znaczącego opóźnienia. Brat artysty przybył już następnego dnia po południu.
Bracia pozostali razem przez ostatnie cztery dni życia Vincenta. Theo był pełny poświecenia dla brata, opiekując się nim i rozmawiając z nim w jego ojczystym języku. Vincent wydawał się być pogodzony z losem. Theo napisał później: „On sam chciał umrzeć. Siedziałem przy jego łóżku i starałem się go zapewnić, że spróbujemy go z tego wyciągnąć i że tego rodzaju rozpacz, w jakiej się znalazł będzie mu w przyszłości oszczędzona. On powiedział wtedy: „La tristesse durera toujours” („The sadness will last forever”) Zrozumiałem co chciał przez to powiedzieć.” Theo jak wiemy, zawsze starał się jak mógł wspierać Vincenta, był jego najlepszym przyjacielem. Obejmował brata, gdy ten wypowiadał swe ostatnie słowa: „Gdybym tylko tak mógł odejść.”
Vincent van Gogh zmarł 29 lipca 1890 roku, o godzinie 1.30 nad ranem. Władze kościelne w Auviers odmówiły pochówku artysty na miejscowym cmentarzu. Powodem było samobójstwo Vincenta. Pobliskie miasteczko Mery zgodziło się na pogrzeb. Uroczystość ustalono na 30 lipca. Długotrwały przyjaciel Vincenta malarz Emile Bernard tak pisał o pogrzebie do swego przyjaciela Gustawa-Alberta Auriera:
„Trumna była już zamknięta. Przyjechałem za późno, aby zobaczyć ponownie żywego człowieka- tego, którego wypełniały wielkie oczekiwania wszelkiego rodzaju...
Na ścianach pokoju, w którym jego ciało zostało złożone, wszystkie jego ostatnio namalowane płótna wisiały na ścianach, tworząc rodzaj aureoli wokół niego: blask geniuszu, który emanował z nich sprawiał, iż jego śmierć zdawała się być czymś jeszcze boleśniejszym dla nas artystów, którzy tam byli. Trumna pokryta prostym białym materiałem, otoczona obficie kwiatami, słonecznikami, które tak bardzo ukochał, żółtymi daliami, żółtymi kwiatami- wszędzie. Pamiętasz- to był jego ulubiony kolor symbol światła, o którym marzył- aby było w sercach ludzi, tak jak w dziełach sztuki. Obok niego na podłodze przed trumną, stała także jego sztaluga, jego składany taboret i leżały... pędzle. Wielu ludzi przybyło, głównie artystów, pomiędzy którymi zauważyłem Luciena Pisarro i Lauzeta. Nie znałem innych, także tych miejscowych ludzi, którzy znali go nieco, widzieli go raz może dwa i lubili go, bo był taki miły, ciepły, taki ludzki... Oto byliśmy, kompletnie niemi, wszyscy z nas razem wokół jego trumny, obejmującej naszego przyjaciela. Spojrzałem na obraz wzorowany na „Podniesieniu Chrystusa” (Pieta) Delacroix. Skazańcy spacerujący wkoło otoczeni wysokimi więziennymi murami. Płótno z kolei inspirowane przez Dore’a przerażające brakiem litości, które jest również symbolem jego końca. Czy to życie- takie życie- było dla niego? To wielkie więzienie z wysokimi ścianami- tak wysokimi...I ci ludzie spacerujący bez końca wokół dołu otchłani, i czy nie byli oni wszyscy biednymi artystami, biedne przeklęte dusze wlokące się i przygarbione pod biczem przeznaczenia? O trzeciej po południu jego ciało zostało podniesione. Nieśli je jego przyjaciele, a wielu ludzi w tym towarzystwie płakało. Theodore van gogh (sic!), który był tak oddany swemu bratu, ten który zawsze wspierał go w walce, aby artysta podtrzymywał się przy życiu swą sztuką- łkał cicho przez cały czas... Słońce okropnie prażyło. Wspięliśmy się na wzgórze za Auvers rozmawiając o nim, o wyzywającym impulsie, którym poruszył sztukę, o wielkich planach, o których zawsze myślał i o dobru, które czynił nam wszystkim. Dotarliśmy do cmentarza, małego nowego cmentarza usianego nowymi nagrobkami. Znajduje się on na małym wzgórzu ponad polami, które dojrzałe do zbiorów rozciągały się pod rozległym błękitnym niebem, które prawdopodobnie Vincent nadal by kochał- być może... Potem został złożony do grobu... Płacz. Każdy pewnie by się rozpłakał w takiej chwili...Jednak dzień ten był tak bardzo stworzony dla niego, że nie było nikogo, kto nie wyobrażał by go sobie żywego i cieszącego się tym wszystkim... Doktor Gachet- który jest wielkim miłośnikiem sztuki i posiada jedną z najlepszych kolekcji obrazów impresjonistów- chciał powiedzieć kilka słów, aby oddać cześć Vincentowi i jego życiu ale on także płakał. Potrafił wymówić jedynie kilka splątanych słów pożegnania. Być może był to właśnie najpiękniejszy sposób oddania hołdu- człowiekowi. Opisał krótko życie autora „Gwiaździstej nocy”, jego potyczki, porażki i małe radości, a także osiągnięcia, świadczące o tym, jak wielkim uwielbieniem darzył doktor Vincenta, choć znał go bardzo krotko. On był, powiedział Gachet, uczciwym człowiekiem i wielkim artystą, miał tylko dwa cele- humanizm i sztukę. To sztukę cenił ponad wszystko inne. To ona unieśmiertelni jego imię. Potem wróciliśmy. Theodore Van gogh (sic) był zdruzgotany bólem po śmierci brata; wszyscy obecni byli bardzo poruszeni, niektórzy wyszli na otwartą przestrzeń, inni skierowali się ku stacji... Laval i ja wróciliśmy do domu Ravoux i rozmawialiśmy- o Nim.”1 |
Theo Van Gogh zmarł sześć miesięcy po swym starszym bracie Vincencie. Został pochowany w Utrechcie lecz w 1914 roku jego żona Joanna, ta oddana i niestrudzona orędowniczka dzieła Vincenta, spowodowała przeniesienie prochów męża do Auvers i złożenie ich obok grobu Vincenta. Jo poprosiła, aby gałązki bluszczu z ogrodu dra Gacheta zostały zasadzone pomiędzy nagrobkami. Ten sam całun bluszczu pokrywa miejsce spoczynku Vincenta i Theo- po dziś dzień.
1. Cahier Vincent 4: „Wielki artysta nie żyje”: Listy kondolencyjne na śmierć Vincenta van Gogh’a Sjraara van Meughena i Friehe Pabst (eds.). (Waanders, 1992), strony 32-35.
Polecana literatura
Powrót do strony głównej Galerii Van Gogh’a